poniedziałek, 29 września 2008

O królu Lechu Prawym. Bajka dla dorosłych

W odległym kraju, hen za lasami i za wieloma górami panował nam miłościwy król Lech II również „Prawym” zwany. Władcą był surowym dla swoich przeciwników, a sympatycznym i dobrotliwym dla swoich zwolenników. Znany był z tego, że miał brata podobnego do niego jak dwie krople wody, Jarosław mu było, za przydomek miał „Sprawiedliwy”. Uczony był to mąż stanu, wieloma tytułami się legitymujący. Lech, jak to na króla przystało za żonę zaś miał królową Marysię.

Złośliwi twierdzili, z niektórymi kapłanami na czele, że królowa czarownicą była. Pogłoska jednak ucichła, gdy ów ojciec Tadeusz, wymawiający takie oszczerstwa, przeprosił za krzywdzące słowa. Korzystając z okazji licznych pielgrzymek w stolicy, zapukał do komnaty na królewskim zamku, pytając: Lech? – Nie, Jarosław – odpowiedział mu lękliwy głos zza drzwi. – Ach, to przepraszam! – odrzekł kapłan i pospiesznie się oddalił. Wszyscy w królestwie odetchnęli z ulgą, gdyż miłościwie panujący Lech II przyjął przeprosiny kapłana i o całej sprawie zapomniał, jakby jej nigdy nie było.

Ciemny lud nie był zadowolony z własnego króla. Winna temu była zawikłana historia królestwa. Lech II „Prawy” odziedziczył kraj w opłakanym stanie. Jego poprzednik Aleksander „Leniwy” pozostawił mu królestwo znajdujące się nad przepaścią. Przekupstwa i korupcja urzędników królewskich, brak zajęcia dla ludu spowodowały, że Lech II musiał zreformować cały system, który się uprzednio nie sprawdził. Zadanie miał trudne, ponieważ jego poprzednik, który w między czasie zachorował na straszną chorobę tropikalną przywiezioną bodajże z podróży do Kitajców, robił wszystko, żeby było źle. Otóż Aleksander nie był winny temu wszystkiemu. On sam odziedziczył królestwo po założycielu państwa owego, Lecha Bolesława I zwanego przez pospólstwo „Bolkiem” a przez siebie samego „Wielkim”. Lech I, miłościwie panujący przez całe pięć lat doprowadził do anarchii, gdzie szpiedzy i agenci z lat bezkrólewia panowali nad wszystkimi instytucjami w królestwie. On sam ponoć znany był z nadprzyrodzonych zdolności. Znajomi też o nim mówili Lechu „Elektryk” to z pewnością miało coś wspólnego z jego umiejętnościami. Nie dziw, że został pierwszym królem tego wspaniałego kraju. Trudne to były czasy. Lech I przeszedł jednak do historii, jako mąż stanu, wielokrotny profesor i laureat prestiżowej nagrody dla wybitnych osobistości tego świata. Lech był Wielki i taki miał już pozostać!

Jego imiennik, nikomu bliżej nieznany Lech II miał trudne zadanie do wykonania. Gdy został wybrany i koronę na głowę założył, nie chciał, żeby jego brat zarządzał krajem, bo obiecał ciemnemu ludowi, że Jarosław nie będzie piastował urzędu książęcego, gdy on będzie władcą. Wybór padł na śmieszka z prowincji zwanego Kazikiem. Któż mógł jednak przewidzieć, że ten Kazik uzyska poparcie ciemnego ludu i zagrozi władzy absolutnej Lecha II i przyćmi brata Jarosława? Wyjścia nie było, należało pozbyć się Kazia, a żeby nie było problemu wysłać go za morza hen, żeby uczył się języków obcych. Tak też się stało. O obietnicach zapomniano i księciem u boku króla mianowano Jarosława „Sprawiedliwego”. Zarządzać miał on królestwem brata rodzonego. Ich marzenia się realizowały, niegdyś, jako mali chłopcy chcieli księżyc ukraść a teraz najjaśniejszymi osobami w królestwie się stali.

Jarosław „Sprawiedliwy” dobrał sobie kolaborantów. Odrzucając kompetentne osoby, bo związane z niechlubnymi władcami, utworzył dwór z najlepszych specjalistów. Tak, żeby lud oświecić, powierzył tę rolę Romanowi zwanego „Koniem”, zapewne dla jego siły, Jędrzejowi znanemu rozbójnikowi, co na transporty zboża napadał, powierzył pieczę nad uprawą ziemi królewskiej. Zbyszek z Krakowa, zwany „Zerem”, zaś otrzymał pieczę nad jedyną, słuszną sprawiedliwością obowiązującą w królestwie braci. Ludwikowi „Pięknemu” na ochłap dano buławę marszałkowską, a innemu hrabiemu, Edgarowi z rodu Kmiciców pieczę nad Włoszczową, będącą głównym ośrodkiem kultury, gdzie specjalnie zbudowano miejsce, żeby liczne powozy mogły się zatrzymywać. Rozdano wiele stanowisk prawdopodobnie im kandydat był posłuszniejszy tym większe szanse miał na lukratywne miejsce i wysoką gażę. W ten sposób, Jacek z Gdańska, stał się nadwornym giermkiem, Antoni zaś, otrzymał zadanie zniszczenia wszelkich struktur policyjnych związanych z niechlubnymi czasami, gdy królestwem zarządzał Bolek i Aleksander. Rozpoczęły się rządy braci, okradano ciemny lud, okłamywano ludzi bardziej oświeconych i zmieniano historię na potrzeby panujących. Wówczas to okazało się, że uwielbiany poza granicami królestwa, Lech I „Wielki” był tylko wielkim uzurpatorem, a nie osobą godną szacunku. Zalecono nazywać go „Bolkiem” nie od imienia, ale od tajnego kryptonimu, pod którym działał na szkodę państwa.

Oszukany lud przyzwyczaił się do takiego stylu kierowania królestwem, bo cóż innego można było zrobić? Do czasu, gdy znikąd, a wedle pieśni śpiewanej przez trubadurów - z bagien, pojawił się Donald. Biedny był z niego chłopina, pochodził z nizin społecznych, nie tak jak król i książę opływający od najmłodszych lat w luksusy. Donald ów rozpoczął heroiczny bój o władzę, wspomagany przez najbliższych swoich i pospólstwo. Celem jego było obalenie braci i doprowadzenie do poprawy sytuacji w ukochanym kraju. Gdy Donald z bagien wziął się do roboty, król i książę dostrzegli problemy z tym wiążące. Nagle młodzi poddani swoim tylko znanym sposobem przekazywali informacje systemem zwanym „gadoj-gadoj” i nakłaniali do poparcia człowieka ludu. Donald prosił i błagał, cudów naobiecywał aż w końcu wygrał, jego miejsce u boku króla było!

Jarosław ustąpił z bólem, a Lech II ze złą miną, musiał przyjąć na wakujące stanowisko odpychającego stwora z bagien, Donalda. W państwie zapanowała euforia, wszyscy wyczekiwali na obiecane wcześniej cuda. Różni ludzie mu w tym pomagali i Radek z Pomorza, Stefan badacz robaków, błazen Piotr z ziemi lubelskiej, co podobno pali żywcem koty i wiele innych nikomu nieznanych, wiernych i prostych chłopów. Król miłościwy pieklił się i złościł, języka w gębie zapominając, co rusz, robił wszystko, żeby dziadowi przeszkodzić.
Lud ciemny wspierany przez trubadurów bezgranicznie zawierzył Donaldowi, który pierwszego cudu dokonał. On prosty chłop, wszystkich hrabiów z dworu Jarosława ośmieszył, pokazując jak królestwem należy zarządzać. Nikt więcej cudów nie oczekuje czekając aż król abdykuje. Gdy miejsce zrobi się wolne, kochany Donek, a może Radek na nim zasiądzie!

Cdn.

Brak komentarzy: