piątek, 19 grudnia 2008

Jak trafić butem w Kaczora

Sprawa jest prosta, każdy prezydent na tej ziemi wie, że istnieje poważne zagrożenie dla każdego z nich, otrzymania trzewika prosto w twarz. George W Bush uniknął dwóch latających butów pokazując całemu światu, że posiada całkiem niezły refleks.

Sytuacja ta powinna dać innym dowódcom okazję do przemyśleń i zastanowienia się nad własnymi czynami. Oczywiście, rozzłoszczony dziennikarz nie rzucał w niego tylko, dlatego że nazywa się Bush, ale dlatego, że przez lata zapracował sobie na takie traktowanie.
Prezydent Lech Kaczyński nie potrafi wyciągnąć wniosków i wystawia swoją pulchną twarz tak żeby podeszwa lecącego buta go nie chybiła.

Otóż, prezydent, czyli główny opozycjonista w Polsce, postanowił być lepszy od swojego amerykańskiego przyjaciela. Jak na brata Jarosława przystało, Lech zrobił, co bliźniak chciał i zawetował ustawę o „pomostówkach”. Nie spodziewał się chyba jednak tego, że to jego weto to będzie taki latający but, który go chlaśnie prosto w „dziub”.

Pierwszy but rzucił Tusk i Platforma Obywatelska trafiając tak celnie, że aż go zaćmiło a zaraz drugi zaraz poleciał ze strony SLD. Obydwa tak mocno chlasnęły szefa opozycji, że zahuczało. Nie tylko w kuluarach sejmowych, gdzie politycy odrzucili jego weto, ale i w narodzie, który coraz mniej rozumie poczynania swojego prezydenta. Z resztą on sam chyba też już nie wie, co robi i jaka jest jego rola w państwie.

Tak przy okazji może by tak jeszcze kilku polityków potraktować latającym butem prosto w pysk?

sobota, 6 grudnia 2008

Echa po śmierci legionisty Josefa Tvarusko w Djibouti

Nie milkną echa po śmierci legionisty Josefa Tvarusko w Djibouti. Sprawa nabrała tempa po opublikowaniu przez Le Point, artykułu na temat dziwnych okoliczności tej śmierci. Zamieszany w sprawę porucznik został zawieszony w obowiązkach a podoficer i dwaj kaprale usunięci z szeregów Legii Cudzoziemskiej. Równocześnie wydarzeniem zajął się Trybunał Wojskowy w Paryżu (TAP - Tribunal aux armées de Paris) otwierając śledztwo, żeby wyjaśnić okoliczności tragicznego zdarzenia. (artykuł)

W czwartek, 4 grudnia decyzją sędziego śledczego z Trybunału Wojskowego, porucznik B. został postawiony w stan oskarżenia i zastosowano wobec niego areszt prewencyjny. Dwa dni wcześniej, zamieszanemu w sprawę podoficerowi postawiono takie same zarzuty jak oficerowi: „akty tortury i barbarzyństwa, które spowodowały nieumyślną śmierć” oraz „pogwałcenie regulaminu”. Podoficer pozostał na wolności pod kontrolą sądu. Adwokat oskarżonego oficera, Pierre-Olivier Lambert oświadczył, że jego klient został całkowicie opuszczony przez hierarchię wojskową, która od niego się odwróciła. Jednocześnie oświadczył, że zastosowanie aresztu wobec absolwenta Saint-Cyr (francuska szkoła wojskowa) jest aktem „przedwczesnego osądzenia” i może zaważyć na późniejszym wyroku.

Afera, która początkowo miała być zatuszowana rozwija się już pod kontrolą francuskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie jest to zwykła sprawa ze względu na okoliczności zdarzenia. Już dziś wiadomo, że tajemnicza śmierć legionisty znajdzie swoje rozwiązanie w sądzie a winni zostaną ukarani. Pierre-Olivier Lambert jest znanym paryskim adwokatem, sympatykiem Legii Cudzoziemskiej. On sam niegdyś służył w jej szeregach, jako aspirant. Zastanawia fakt, czy postarano się o tak dobrego adwokata wyłącznie dla oskarżonego oficera, czy dla byłego sierżanta również ?

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Przeczytaj także:

Tajemnicza śmierć legionisty z 2REP

Czy w Legii Cudzoziemskiej stosuje się przemoc?

Hierarchia i dyscyplina w Legii Cudzoziemskiej

środa, 3 grudnia 2008

Publikacje IPN, czyli gnioty i paszkwile

Poza nami odsłona druga lub trzecia, felietonu publikacji historycznych pod egidą IPN. W pierwszej części dowiedzieliśmy się, że dwaj historycy polityczni postanowili napisać historię Polski na nowo. Zainteresowanie było ogromne, przecież dzięki nim, żyjąca legenda „Solidarności” Lech Wałęsa miał się okazać TW Bolkiem.


Panowie historycy, Gontarczyk i Cenckiewicz postanowili napisać historyczne „dzieło” o powiązaniach Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa (SB) znienawidzonego PRL-u. Jak na „prawdziwych” historyków przystało, najpierw założyli pewną tezę (o agenturalności Wałęsy) a potem postarali się ją udowodnić. Z wielkim profesjonalizmem zabrali się do pracy przy okazji wykorzystując aparat medialny IPN i TVP do nagłośnienia całej sprawy. Doszło do tego, że na długo przed wydaniem książki ludzie myśleli tylko o jednym, o jej kupnie. Odniesiono pierwszy sukces. O książce się mówiło, pisało i polemizowało.

Na nic zdały się protesty Lacha Wałęsy, książka ujrzała światło dzienne. Za pieniądze podatników urządzono sobie igrzyska. Publicznie oskarżono Wałęsę o działalność na szkodę kolegów i państwa. Wszystko to zostało szeroko poparte dokumentami SB znalezionymi w archiwum IPN. Panowie historycy nie wiadomo, z jakich powodów (a może wiadomo) nie pofatygowali się, żeby swoje rewelacje zweryfikować z żyjącymi uczestnikami tych wydarzeń z Wałęsą włącznie. Nic dziwnego, że ich „dzieło” spotkało się z ostrą krytyką. Jak można obiektywnie oceniać tę książkę, gdy ci panowie sami nie zadbali o to, żeby była napisana w obiektywny sposób. Pierwszy nakład rozszedł się jak ciepłe bułeczki, społeczeństwo polskie podzieliło się, część uznała, że Wałęsa to Bolek a pozostali postanowili go bronić. Wkrótce doczekano się kolejnego, już kilkudziesięciu tysięcznego dodruku, czyli biznes się kręcił. Zarówno polityczny i finansowy.

Minął kolejny okres, powoli zapominaliśmy o książce pt. SB a Lech Wałęsa - przyczynek do biografii, o historykach słuch zaginął, aż nagle wybuchała bomba. Uśmiercony w książce, oficer SB, kapitan Graczyk, który ponoć prowadził Bolka, nagle odżył. Klęska IPN-u, porażka Gontarczyka i Cenckiewicza, trudno jednoznacznie ocenić tę nową sytuację. Misternie ułożony plan rozpadł się, jak domek z kart. W książce, oskarżając Wałęsę, oparto się wyłącznie o źródła SB które, jak powszechnie wiadomo w dużej części były fałszowane. Niestety, politycznym oponentom Wałęsy wytrącono oręż z rąk w momencie, gdy okazało się, że główny aktor (kapitan Graczyk) odżył i co wcale nie jest dziwne, nie potwierdził rewelacji IPN.

Warto zastanowić się nad wartością takiej książki i nad faktycznym celem jej publikacji. Mało prawdopodobną wydaje się chęć ukazania całej prawdy o tamtym okresie. Zrobiono polityczny show z udziałem państwowego instytutu będącego w rękach partii politycznej. Publiczne pieniądze zostały przeznaczone do walki politycznej przeciw jednemu z największych symboli Polski. W końcowym rozrachunku, książę tą można zaliczyć do najbardziej nieudanych publikacji. Powtarzając za Lechem Wałęsą można powiedzieć: „gnioty i paszkwile”. No, ale pieniądze z niej były i to całkiem duże…