wtorek, 25 listopada 2008

Kaczyński wreszcie bohaterem

Nasz prezydent w pogoni za sławą i w swojej ślepej krucjacie przeciw Rosjanom, postanowił sam sprawdzić czy pałają go miłością tak samo jak on ich. Teraz już wiemy, że tak jest, pozostaje jednak do sprawdzenia fakt, czy to rzeczywiście nasi wschodni sąsiedzi przywitali konwój Lecha Kaczyńskiego, strzałami z karabinu maszynowego. Gdyby okazało się to prawdą, to mielibyśmy pełny obraz aktualnych stosunków polsko-rosyjskich.

Nie będzie to jednak takie proste, mimo że pan Kamiński, minister w kancelarii prezydenta, stwierdził przed kamerami, że bez trudu rozpoznał rosyjski akcent napastników. Przynajmniej mamy już opinię specjalisty, bo chyba za takiego się uważa. Poza tym, prezydent Gruzji, Saakaszwili również był kategoryczny w swoich wypowiedziach w oskarżeniach wobec Moskwy. Mamy już, więc dwóch specjalistów i bez wątpienia wiemy, że Rosjanie są źli. Warto w takim razie zastanowić się nad samym zdarzeniem. Przede wszystkim historia ta nosi znamiona prowokacji dyplomatycznej. Z pewnością sytuacja taka nigdy się nie zdarzyła, gdy dwie głowy państwa wyjeżdżają na nocną wycieczkę w teren, gdzie sytuacja jest nadal niespokojna i gdzie jeszcze niedawno prowadzono działania wojenne. Czy jest to polityczna awantura czy ludzka lekkomyślność? W związku z tym, że chodzi o dwóch prezydentów, nie jest to z pewnością lekkomyślnością, lecz przeprowadzoną z premedytacją prowokacją.

Czyżby Lech Kaczyński pozazdrościł Wałęsie sławy i też chciał zostać bohaterem? Czyżby Kaczyński pozazdrościł Radkowi Sikorskiemu, że ten wie, co to są świszczące kule z karabinów rosyjskich? Jakiekolwiek byłyby intencje Lecha Kaczyńskiego, można odnieść wrażenie, że sprawa ta jest na tyle nieodpowiedzialna, że aż trudno uwierzyć, że rzeczywiście się zdarzyła!

Pomijając fakt, że ochroniarze z BOR pozwolili na taką „wycieczkę” bez sprawdzenia czy istnieje niebezpieczeństwo. Dlaczego do tego doszło? Kto miał w tym interes? Widocznie chodziło o interes własny, bo trudno sobie wyobrazić, że Polska na tym skorzystała.

Na przyszłość warto zastanowić się nad obowiązkowymi badaniami psychiatrycznymi, wszystkich kandydatów na urząd prezydenta Rzeczpospolitej. Dzięki takim badaniom moglibyśmy uniknąć sytuacji, gdy głowa państwa zachowuje się jak osoba niepoczytalna, albo przynajmniej bezmyślna. Należy ubolewać, że po raz kolejny Polska znajduje się w centrum zainteresowania światowych mediów, oczywiście przy okazji równie absurdalnej, jak incydent na granicy z Południową Osetią. Co Polska osiągnęła? Jak zwykle w takich sytuacjach, wstyd na skalę światową.

sobota, 22 listopada 2008

Tajemnicza śmierć legionisty z 2REP

Trzydzieści lat temu, książka Henry Allainmat, francuskiego dziennikarza poruszyła opinią publiczną we Francji. W „Le bagne de la Légion”, autor opisał sekcję karną Legii Cudzoziemskiej w Corte. Był to zbiór relacji legionistów, którzy w tym miejscu przeszli przez „piekło na ziemi”. Dzięki tej publikacji na światło dzienne wyszła prawda, skrzętnie ukrywana przez dowództwo Legii Cudzoziemskiej. Sekcja karna była specjalnym oddziałem mającym na celu „wyprostowanie” charakterów najbardziej opornych legionistów.

Henry Allainmat opisał nieprawidłowości mające miejsce w koszarach sekcji karnej. Nie uzyskując wystarczających dowodów autor wysnuł tezy oskarżające Legię o nieprzestrzeganie obowiązującego prawa. Niedawno opublikowany wywiad z autorem książki przypomniał tę zapomnianą historię.

Kilka dni po ukazaniu się artykułu, 18 listopada 2008 roku, opinia publiczna ponownie została zszokowana informacją o niehumanitarnym traktowaniu legionistów. Francuskie media opublikowały informację o śmierci legionisty podczas manewrów w Afryce. Tego dnia jeden podoficer i dwóch kaprali z 2. Cudzoziemskiego regimentu powietrznodesantowego zostali wyrzuceni dyscyplinarnie z Legii Cudzoziemskiej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie motywy tego zwolnienia: akty brutalności, które doprowadziły do śmierci.

W środowisku związanym z Legią Cudzoziemską od wielu miesięcy krążyły pogłoski o wydarzeniach z 5 maja 2008 w Djibouti. W czasie marszu w kilkudziesięciu stopniowym upale, legionista Josef Tvarusko, narodowość słowackiej zmarł w wyniku udaru słonecznego, który spowodował u niego atak serca. Taka jest oficjalna wersja zgonu.

Sprawa z pewnością zostałaby zatuszowana gdyby nie publikacja na stronie internetowej, Towarzystwa obrony żołnierzy, które przedstawiło inną wersję zdarzeń i wzięło w obronę zwolnionych ze służby legionistów.

Według zebranych informacji, podczas marszu w trudnych afrykańskich warunkach, legionista Tvarusko narzekał na ból kolana. Jedyną pomocą, jaką otrzymał, były kopniaki od kaprali mające mu pomóc w dalszym marszu. Sytuacja nie nadzwyczajna, gdyby nie warunki panujące w tym okresie w Djibouti. Jest to niewielki kraj leżący we Wschodniej Afryce na północ od Somalii i należący do najgorętszych miejsc na świecie. W okresie letnim temperatury nierzadko przekraczają 50-60 stopni w cieniu. Legionista Tvarusko zmuszony do dalszego marszu bez możliwości ugaszenia pragnienia. Prawdopodobnie zawartość jego bidonu została wylana na ziemię przez dowódcę sekcji, porucznika B. Poganiany przez kaprali i sierżanta, Słowak upadł dwieście metrów dalej. Dalsze kopnięcia pogorszyły dramatyczną sytuację. Legionista Tvarusko już nie powstał z ziemi. Nie pomogła pierwsza pomoc udzielona przez jednego z kaprali.

Po kilku dniach ciało legionisty zostało odesłane do Francji do Fort de Nogent (siedziba oddziału rekrutacyjnego Legii Cudzoziemskiej – GRLE) w podparyskiej miejscowości Fontenay sous Bois. Tam odbyły się uroczystości żałobne z udziałem rodziny ofiary a następnie przetransportowano ciało do rodzinnej Słowacji, gdzie został pochowany.

Okoliczności śmierci pozostawały przez wiele miesięcy w tajemnicy. Aktualnie po interwencji ministra obrony Hervé Morin, prokuratura wojskowa zajęła się wyjaśnieniem wszystkich okoliczności. Zawieszonemu w wykonywaniu funkcji, porucznikowi B. oraz byłemu już podoficerowi i byłym legionistom zostaną przedstawione ciężkie zarzuty z „barbarzyństwem i torturami” włącznie.

Sprawa ta z pewnością nie przysporzy Legii Cudzoziemskiej zwolenników, jednakże nie jest w stanie zatrzeć doskonałej reputację, jaką się cieszy we Francji i na świecie. Niestety jej przeciwnicy wykorzystają ludzki dramat w walce przeciw tej instytucji. Z drugiej strony to, co się zdarzyło tego feralnego, majowego dnia nie powinno mieć miejsca. Stara dewiza Legii: „Marche, ou crève”, „Maszeruj albo giń” czasami daje o sobie znać, w tym przypadku, przyczyniła się do niepotrzebnej śmierci.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Przeczytaj także:

Czy w Legii Cudzoziemskiej stosuje się przemoc?

Hierarchia i dyscyplina w Legii Cudzoziemskiej

piątek, 21 listopada 2008

Posłanka Kruk zmęczona?

Sejm polski dostarcza nam niewątpliwie wiele wrażeń, nie zawsze politycznych. Tym razem bohaterką spektaklu, tu dodam, że miernego, okazała się posłanka PiS, pani Elżbieta Kruk a właściwie jej forma. Dziennikarze zadawali pytania a pani poseł głównie się uśmiechała.

Przed kamerami telewizyjnymi posłanka Kruk, b. przewodnicząca KRRiT, miała problemy z wysławianiem się i z odpowiedziami na zadawane przez dziennikarzy pytania. Pytania były proste, a mimo to brakowało jej słów. Jednej rzeczy się dowiedzieliśmy, że pani Kruk jest dobrą posłanką i „coś tam, coś tam umie”.

Czy to tylko zmęczenie, czy też wpływ na to miały obchodzone dwa dni wcześniej urodziny?

Takie pytanie padło z ust dziennikarki. Na słowa dziennikarki, która stwierdziła, że czuje od niej alkohol, pani Kruk zaproponowała, żeby przebadać ją alkomatem wiedząc, że chroni ją immunitet. Zanim oddaliła się zdążyła napomknąć, że sprawa może znaleźć się w sądzie. Za posłanką Kruk wstawił się szef klubu parlamentarnego PiS, poseł Gosiewski. Jego argumentacja była krótka: „pani Kruk jest dobrym posłem”.

Nie chcę osądzać pani Kruk, jednakże każdy z nas przychodząc do pracy powinien być zdolny do jej wykonywania. Gdyby okazało się, że posłanka rzeczywiście była pod wpływem alkoholu, to takie zachowanie uważam za skandaliczne. Jako wybranka narodu jest zobowiązana do reprezentowania go w godny sposób. Krytycznie do takiego zachowania odniósł się marszałek Komorowski, który zażądał wyjaśnienia od klubu PiS.

Obejrzyj film

środa, 5 listopada 2008

Czy Olejniczak bije Napieralskiego poniżej pasa?

Nie sposób nie zauważyć, że na polskiej scenie politycznej tylko dwie partie odgrywają poważną rolę. Bez wątpienia lewa strona polskiej polityki odczuwa brak silnej partii mogącej się przeciwstawić dwóm potentatom, PiS i PO, którzy niepodzielnie kontrolują i kreują polskie życie polityczne. Sytuacja kuriozalna, ale prawdziwa. Zagubiony, sponiewierany i skłócony Sojusz Lewicy Demokratycznej do niedawna pretendujący do miana jedynej partii mogącej się przeciwstawić ugrupowaniom prawicowym, nie może się w tym świecie odnaleźć.

Zarówno liberalne PO, jak i radykalne PiS w pewien sposób realizuje, bądź próbuje realizować program, który w dużej mierze pokrywa się z tym, co proponuje lewica. Dzisiejsza lewica jest zwykłym zlepkiem skłóconych ze sobą partii i ugrupowań. Nie ma zgody, nie ma liderów, a co za tym idzie – nie ma również poparcia społecznego. Niestety taka jest dla lewicy obecna, szara rzeczywistość. Jedynie SLD, jako jedyna partia może pochwalić się kilkuprocentowym poparciem w sondażach, za każdym razem balansując na progu wyborczym.

Należy sobie zadać pytanie, dlaczego polska lewica jest w stanie totalnego marazmu? Na ten stan rzeczy składa się wiele czynników. Przede wszystkim bardzo silna pozycja PO z ponad 50% poparciem społeczeństwa skutecznie zabiera zdegustowanych wyborców dotychczas tradycyjnie głosujących na partie lewicowe. Nieustanne przepychanki personalne pomiędzy Napieralskim i Olejniczakiem zamiast umacniać Sojusz, systematycznie i skutecznie go osłabiają. Polska lewica niegdyś znana z umiejętności łączenia sił i tworzenia koalicji, aktualnie znajduje się w stanie totalnego podziału.

Ostatnia inicjatywa „Polska Nowej Generacji” autorstwa niektórych liczących się polityków została odebrana przez Grzegorza Napieralskiego jako cios poniżej pasa ze strony niektórych czołowych polityków Sojuszu, jak Ryszarda Kalisza czy Wojciecha Olejniczaka. Napieralski postanowił wykorzystać sytuację i za karę odsunąć Olejniczaka z dowódczej funkcji szefa klubu parlamentarnego ze względu na udział w tej inicjatywie. Bez powodzenia za to zaliczono kolejną awanturę na konto SLD, porównując nawet sytuację do zaistniałej w PiS po wyrzuceniu przez Kaczyńskiego, najbliższego niegdyś współpracownika, Ludwika Dorna. Porównanie to z pewnością nie przynosi chluby SLD.

Czy wspomniana „Polska Nowej Generacji” ma szansę na trwalsze zaistnienie? Można przyznać rację redaktorowi „Krytyki Politycznej” Sławomirowi Sierakowskiemu, że inicjatywa ta była dziełem kilku polityków, którym kończą się mandaty w europarlamencie i teraz poszukują „nowej” drogi dla siebie poprzez zwykły polityczny oportunizm. Niestety nie tędy droga do odbudowania zaufania społecznego i stworzenia lewicowej alternatywy.

Gdzie jest problem i dlaczego lewica nie potrafi wykorzystać konfliktowej sytuacji pomiędzy PO i PiS oraz prezydentem Kaczyńskim? Otóż wychodzi na to, że lewica w osobie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jako siły parlamentarnej jest w prawdziwym rozkroku tożsamościowym. Wręcz kuriozalne poparcie SLD dla weto prezydenta, najpierw w sprawie ustawy medialnej i prawdopodobnie dla ustaw dotyczących ochrony zdrowia jest przysłowiowym strzałem we „własną stopę”. Niepopularny prezydent i popierająca go niepopularna lewica doprowadziła do sytuacji, gdy w Polsce nie ma liczącej się partii o tradycji lewicowej. Jak długo taka sytuacja może potrwać? Z pewnością długo. Dopóki Platforma Obywatelska będzie realizowała program socjalny, a polska lewica zamiast wspierać konkretne inicjatywy, będzie bawiła się w torpedowanie każdego jej ruchu. W przyszłości przywódcy SLD powinni obrać drogę rozwoju dla swojej partii, jeżeli chcą liczyć się na opanowanej przez prawicę polskiej scenie politycznej. W przeciwnym razie skazani są na niepowodzenie i polityczne zapomnienie.

Autor: Jacek Wist

Artykuł opublikowano na Wirtualnej Polsce.