środa, 20 maja 2009

Wałęsa, Czarnecki, PiS i wybory

Czas się pośmiać

Ostatnio mi do śmiechu często, a to PiS wypuszcza spot na PO a to PO na PiS, lub SLD na PO. Można sobie popatrzeć i kulać się ze śmiechu. To zabrakło Świnoujścia na mapie u PO a to w ogóle nie wspomniano o Solidarności w filmie reklamowym Unii Europejskiej. Każdy każdemu coś wytyka i się śmieje.

Czasami jednak nie wiem czy się śmiać czy też płakać. Do tego ostatniego doprowadził mnie Wałęsa. Czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć, co ten człowiek wyrabia? Ja go nie rozumiem i śmiem twierdzić, że mało jest osób na tej ziemi, co potrafiliby racjonalnie wyjaśnić jego zachowanie. Na pewno specjaliści. Ja to tłumaczę sobie zwykłym chciejstwem, pogonią za kasą i rozdrabnianiem się na grosze. Żenujące są wyjaśnienia Wałęsy na temat Ganleya i Libertas. Szukanie podtekstów w sytuacji, gdy grunt mu się pali pod nogami i wszyscy palcem wytykają jest bynajmniej śmieszne i żałosne. Nawet dotychczasowi zwolennicy i obrońcy powoli odwracają się od niego za tę pazerność. Niby nic nowego w świecie polskiej polityki, jednakże mało, kto się spodziewał tak słabiutkiego spektaklu w wykonaniu legendarnego lidera Solidarności.

Nie jest mi do śmiechu natomiast, gdy śledzę szopkę noworoczną w maju w wykonaniu właśnie Solidarności z polskich stoczni. Przypomina mi to ostatnie konwulsje jakiegoś potwora spisanego na straty od lat. Tak samo jak niegdyś kopalnie tak teraz stocznie starają się wyciągnąć olbrzymią kasę z kieszeni podatników pod pretekstem walki o symbole. Te stare symbole, jak Wałęsa czy Solidarność aktualnie są bardzo żałosne w pościgu za kasą. Śmiać się czy płakać?

Na koniec niebywała gratka. Nie muszę nikomu kryć mojej niechęci do Ryszarda Czarneckiego, popularnego „spadochroniarza” partyjnego. Jeszcze niedawno tak mu było wesoło, że kandydatka PO do Parlamentu Europejskiego, Róża Thun nie może kandydować pod skróconym nazwiskiem tylko musi to zrobić, jako Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein, tak teraz możemy się pośmiać z wesołego „Ryśka” wspólnie. Otóż „Rysio” to raczej Richard a na dodatek i Henry Czarnecki. Mało polsko brzmiące imiona znalazły się stąd, że ów „spadochroniarz” urodził się za granicą, a widocznie (bo jakżeby inaczej?) leczący kompleksy rodzice nazwali naszego „bohatera” z angielska.

Oj wesoło mi, wesoło!

Brak komentarzy: